Przeprowadzka na wieś. Listopad (miesiąc trzeci). 10 krótkich historii.
- roslinatorzy
- 4 gru 2023
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 gru 2023
1. Łysy jak... las w listopadzie
Za nami kolejny miesiąc jak z podręcznika o wzorcowej polskiej pogodzie (są takie?). Listopad. Dużo deszczu, trochę słońca, trochę śniegu. Las lekko rudy na początku miesiąca, z dnia na dzień brązowiał, przerzedzał się, aby wreszcie wyłysieć i na zakończenie pokryć się białym puchem. Niby tylko 30 dni, a za oknem pełny przekrój kolorów. Nie zdążyłam się znudzić. I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ani razu nie pomyślałam “niech się skończy ta ponura jesień”, co w Krakowie w drugiej połowie listopada mi się zdarzało (choć niezbyt często, bo dalej twierdzę, że tak pięknej jesieni jak w Nowej Hucie ze świecą szukać).
2. Diabelski karmnik
Obserwowanie i poznawanie ptaków to ostatnio moja ulubiona rozrywka. Nic więc dziwnego, że chciałam mieć karmnik. Sikorki objadły już wszystkie słoneczniki, mazurki i trznadle obskubały nieskoszone trawy i chwasty, a zima za pasem. Urocza kampania na Westwing przyćmiła mój zwykle dość czujny rozum i zamówiłam plastikowy karmnik. Wprawdzie ptaki z czasem ogarnęły, jak obsługiwać ten diabelski wynalazek, ale kilka razy z przerażeniem przyglądałam się, jak obijają się o przeźroczyste ścianki.
3. Józia uratowała niejedną matkę
Gdy syn rano oświadcza, że na technikę potrzebuje sto sztuk patyczków drewnianych do lodów, człowiek zaczyna wariować. Szczególnie, jeśli jego wyobraźnia zakupowa ogranicza się do Allegro. Przez chwilę jeszcze nerwowo zastanawia się, gdzie jest najbliższy Empik lub duży sklep papierniczy (odpowiedź: w mieście), ale rozwiązanie czai się bliżej. Lokalny sklepy, w których jest WSZYSTKO! Który? Tego nie napiszą w Internecie. To wiedzą ludzie. W naszej okolicy to sklep “u Józi”. Mój kolega z pracy twierdzi nawet, że Józia musi mieć portal do magazynu Amazona. Jadę więc do Józi. Wchodzę i rzucam wyzwanie: „drewniane patyczki są?”. Ona grzebie chwilę pod ladą, po czym wyciąga pudełko i zadowolona odpowiada „wąskie czy szerokie?”.
4. Rośliny
Pogoda dość długo była na tyle dobra, że nie powstrzymałam się i zamówiłam ostatnią paczkę z roślinami. Lilak węgierski, zawilce japońskie, pysznogłówki, budleja. Zdążyłam posadzić. Własna ziemia to wielki plus życia na wsi. Człowiek sobie przypomina, do czego służą ręce. I że z pracy swoich rąk można zjeść, mieć kwiaty w wazonie czy drewno do kominka. Niekoniecznie zawsze sięgać po rzeczy ze sklepowej półki.
5. Gdy boisz się własnego domu
Jeśli we wrześniu wydawało mi się, że nauczyłam się dźwięków nowego domu, nie miałam racji. Prawdziwa wichura nadeszła w listopadzie. Wracałam wieczorem z Krakowa. Czekałam na ten moment, który uwielbiam - gdy po intensywnym dniu w mieście, wysiadam z auta na własnym podwórku. Zwykle zgadza się wszystko - przestrzeń, zapach, czasem gwiazdy nad głową. Tym razem jednak ogarnął mnie strach. Niesamowity szum, zupełnie inne oblicze lasu. A potem jeszcze wycie szyb i inne trzaski. Napiszę tylko - przeżyliśmy.
6. Nie budzić sąsiadów
Uwielbiam wymykać się na spacery. W nocy, rano, czasem nawet na moment w ciągu dnia. W Krakowie uchodziło mi to bezkarnie (choć w sumie rzadko wyskakiwałam na krótki spacer w ciągu dnia). Tutaj mam ochotę robić to ciągle - w końcu wystarczy tylko otworzyć drzwi. Są jednak pewne przeszkody. Siódma rano. Na wsi względnie cicho. Wychodzę na drogę, kilka kroków i nagle szczekają wszystkie psy. A potem, mimo że jestem już daleko, odgłos szczekania długo odbija się echem do lasu.
7. Liczba Dunbara
Podobno na wsi jest się bardziej samotnym. Powoli odnotowuje pewne sygnały, które temu przeczą. Gdy na przykład odwożę chłopaków do szkoły, zawsze wchodzę do środka i właściwie prawie zawsze wychodzę stamtąd uśmiechnięta. Nie pamiętam tego uczucia z poprzedniej szkoły w mieście. Ostatnio przeczytałam o liczbie Dunbara. Określa ona liczbę trwałych więzi, w jakie jest w stanie wejść człowiek i wynosi 150. Podobno w takiej grupie funkcjonuje się najlepiej. Czy wiecie, że w szkole moich dzieci jest mniej więcej tyle osób?
8. Tropy
Pod koniec listopada las lekko pokrył się śniegiem. Łyse drzewa odsłoniły zupełnie nowy krajobraz. A ja coraz odważniej wybierałam się na spacery. Legowiska saren. Sarny uciekające spod nóg. Sarny szukające pożywienia na polach. Teraz w lesie widać ukształtowanie terenu i tropy. Można wymienić ludzką, wydeptaną ścieżkę na ścieżki zwierząt. Można zachwycić się tym, jak nieraz są dobrze przemyślane. A przede wszystkim zadziwić się ciszą. Mam świadomość, że nie każdego to cieszy. Ale wiem już na 100%, że mnie tak.
9. Nie być przybyszem
Inwazja z miasta na wieś trwa. Ludzie wyprowadzają się na przedmieścia. Ja chciałabym być nie tylko obcym elementem z miasta. Okupantem, który przynosi swoje zasady. Przybyszem. Chciałam wrosnąć, zrozumieć, coś z siebie dać . Nie spieszę się. Daję sobie czas. I staram się nie robić zbyt dużo dziwnych rzeczy, jak bezmyślne włóczenie się o świcie po lesie (choć tego nie mogę obiecać). Na razie czuję otwartość z każdej strony.
10. Bliżej ziemi... i nieba
Dlaczego się przeprowadziliśmy? Czy szukam uroczej sielanki, pachnących lip i świeżych jajek? Czy naiwnie wierzę, że tutaj można żyć bliżej natury? Temat nadaje się na dłuższe rozważania. Jedynie na ostatnie pytanie odpowiem już dziś. Tak, tutaj człowiek jest BLIŻEJ. Nie tylko bliżej ziemi, ale też bliżej nieba (i nie tylko dosłownie). Czy dom za miastem to rozwiązanie dla każdego? Oczywiście, że nie. Każdy ma swoją ścieżkę. Są jednak pewne sygnały, że za miastem będzie Ci dobrze. Jeśli lubisz ludzi, ale jednocześnie czujesz, że twoje akumulatory ładują się w ciszy i samotności… Jeśli kochasz przestrzeń i wiatr… Jeśli uwielbiasz obserwować rośliny, chmury i ptaki… Jeśli w dzieciństwie uwielbiałeś włóczyć się bez celu… Ale o tym wszystkim niebawem.
Comments