top of page

Przeprowadzka na wieś. Luty (miesiąc szósty). 8 krótkich historii.

  • roslinatorzy
  • 10 mar 2024
  • 4 minut(y) czytania

1.Fenologia miejska czy wiejska?


Fenologia to nauka badająca związek między zmianami w rozwoju roślin i zwierząt, a porami roku. Zdecydowanie lepiej idzie mi jej studiowanie na wsi. Jaką wiosnę pamiętam z Krakowa? Najpierw zakwitały przebiśniegi, potem forsycje i fiołki. Uparte gołębie, które czyhały na nasz balkonie, gruchające monotonnie. Do tego szarość i psie kupy w trawie. I jeszcze nowohuckie krokusy…też wśród kup. Tutaj wiosna ma więcej odcieni, choć znacznie bardziej subtelnych. Też jest szaro. Kwitnie leszczyna, ale tym razem po raz pierwszy w życiu zauważam jej mikroskopijne czerwone żeńskie kwiaty (zdjęcie w galerii na końcu). Po trawniku coraz śmielej skacze para kosów. Samiec to ten większy, czarny. Detali zwiastujących zmianę w przyrodzie jest więcej i głównie o tym będzie ten post.



2.“Na Gromnicę masz zimy połowicę”


Drugi lutego. W kościele koniec okresu Bożego Narodzenia. W tradycji Matki Bożej Gromnicznej. Dwie godziny czekania na Orliku aż syn skończy trening, postanowiłam zamienić na czas dla ducha. Msza w miejscowym kościele jest dokładnie w czasie trwania treningów (na treningi jeździmy do wsi obok). Na miejscu okazuje się, że mszy nie ma; to znaczy jest, ale w kaplicy. Nie mam pojęcia, gdzie jest kaplica. Przychodzi mi do głowy tylko cmentarz, ale dla pewności pytam w sklepie. Sklepowa próbuje wytłumaczyć dojazd, po czym po chwili wahania mówi: “A jedzie tam pani? To może weźmie moją córkę, bo jej autobus uciekł, ona pokaże gdzie”. Pędzę przez pola z córką sklepowej, ale to jeszcze nie jest koniec tej historii…


3.Roztopy


Docieram do kaplicy na czas. Po mszy zawracam na cudzym podwórku, bo droga wąska, bez poboczy.  Chciałam tylko wjechać na czyjś podjazd, ale… było takie błoto, że ściągnęło mnie na dół. Trening kończy się za kilka minut, a ja przy każdej próbie wyjazdu, jeszcze głębiej zakopuje się w błocie.  Na podwórku ciemno, ale dwa psy już są przy aucie. Mam wrażenie, że zaraz ktoś wyskoczy, żeby mi z krzykiem oznajmić, że to “prywatna posiadłość” (witajcie w Polsce). Ktoś wjeżdża na podwórko... Ostatecznie nikt mnie nie beszta,  a gospodarz przesiada się do mojego auta i pomaga mi wrócić na asfaltówkę.


4.Dwa punkty widzenia


W okolicy godziny szóstej za oknem zbierają się na śniadanie sarny. Jest ich nieraz ponad 10 i codzienne obgryzają młode zboże. Rozumiem teraz, że ktoś może być zirytowany. Dla mnie rajska sielanka, dla ktoś realna strata. Ktoś ma prawo mówić, że jest ich za dużo i nie mają już naturalnych wrogów w środowisku. Coraz częściej widzę potrzebę merytorycznej dyskusji w społeczeństwie. Dyskusji, gdzie obie strony się słuchają i szukają rozwiązań. Różne punkty wyjścia, różne punkty widzenia. Jak z Zielonym Ładem, o którym sporo czytam ostatnio. I choć nadal irytują mnie mnie myśliwskie ambony w krajobrazie, to jestem daleka od sabotażu (jeszcze).



5.Mikrotreningi w ogrodzie


W lutym dnia przybywa naprawdę szybko. O siódmej jest już zupełnie jasno. Sprawdzaliście kiedyś, ile jest badań potwierdzających pozytywny wpływ światła na nasze zdrowie? Ekspozycja na światło w ciągu dnia, szczególnie rano wpływa na nastrój, pobudzenie i metabolizm. I choć w lutym do wiosny daleko, to słońce zdecydowanie poprawia mi humor. Skoro o szóstej jestem już na nogach, to dlaczego by przed śniadaniem nie przyciąć żywopłotu? Tak, w lutym miałam takie pomysły. Potem o godz. 8 siadałam do pracy przy komputerze i czułam się, jak po dobrym treningu na siłowni.



6.Śmiertelne jagody


Las w lutym niewiele się zmienił w porównaniu ze styczniem. Dalej jest po prostu szaro. Po dłuższej obserwacji zaczynam dostrzegać jednak różnice. Wpadam na przykład na mały krzew gęsto pokryty różowymi, obłędnie pachnącymi kwiatami. To wawrzynek wilczełyko, śmiertelnie trujący dla ludzi, nieszkodliwy dla ptaków i owadów. Gatunek prawnie chroniony, więc niech nie przyjdzie Wam do głowy przenoszenie go do ogrodu. I trzeba pamiętać, że zjedzenie kilku czerwonych jagód może skończyć się śmiercią.


7.Słuchać leśnika czy celtyckich druidów?


W lutym przywiozłam z Gdańska, a dokładniej z Westerplatte, trzy przezroczyste jagody jemioły. Wywołało to sporo dyskusji, bo jemioła to roślina nieoczywista. Postanowiłam spróbować zasadzić ją na mojej brzozie. Pragnienie tkwiło gdzieś głęboko, ale zanim to zrobiłam, poczytałam trochę w sieci. Wiedziałam, że jemioła to półpasożyt, który osłabia drzewo. Wiedziałam też, że obok pięknych bukietów i wianków na Boże Narodzenie, jemioła ma właściwości lecznicze (i może być trująca). Jednak chyba bardziej niż teksty na stronie Lasów Państwowych o tym, że jemioła zagraża polskim drzewostanom (sami odpowiedzcie sobie na pytanie, co najbardziej zagraża polskim lasom), przekonują mnie celtyccy druidzi, którzy nie czcili niczego bardziej od jemioły i dębu, na którym rosła. Kult ten był silnie powiązany z celebracją odradzającego się słońca, które przypada na czas przesilenia zimowego.


8.Werble na zakończenie zimy


W styczniu o świcie było dość cicho. Luty jest inny. Obok przejawiających niezwykłą aktywność kosów, zdziwiły mnie dzięcioły. Odgłos stukania w drzewo w poszukiwaniu tłustych larw był mi dobrze znany. Ale żeby dzięcioły były wyznacznikiem kończącej się zimy?! A jednak. Zauważyłam, że w lutym odgłos stukania był inny niż dotychczas. Jakby dzięcioł rozmyślnie stukał w suche drzewo, co więcej miałam wrażenie, że w oddali odpowiadał mu inny dzięcioł. Okazało się, że ornitolodzy nazywają ten dźwięk werblem i jest to godowy głos dzięcioła. Jedni śpiewają, inni grają na perkusji. Cóż, każdy sposób na rozpoczęcie wiosny jest dobry.




Comments


bottom of page